6.7.14

The Strange Color of Your Body's Tears


Amer był dobry (pluję sobie w brodę, że tak długo zwlekałem z jego obejrzeniem), ale nowy film Hélène Cattet, Bruno Forzaniego chyba stawia poprzeczkę jeszcze wyżej. Ich pełnometrażowy debiut to ekstrakt z giallo (zwłaszcza tego spod znaku Dario Argento), odarty ze wszystkiego co w odczuciu jego twórców (nie do końca przeze mnie podzielanym) było w obrębie gatunku mniej wartościowe, a więc przede wszystkim z zawiłej intrygi i dialogów pomagających za nią podążać. Ostała się charakterystyczna ikonografia, czyli błyszczące ostrza brzytew i noży, czarne kapelusze i skórzane rękawice; splecione z demonicznie pojmowaną seksualnością szaleństwo (Freud ociosany siekierą), kipiące pod powierzchnią fabuły (czyli niezbyt głęboko, bo powierzchnia ta jest w Amer niemalże przeźroczysta); muzyka (numery od takich kozaków jak Ennio Moricone albo Bruno Nicolai) i przede wszystkim forma ze wszystkimi zoom-inami i zoom-outami, jazdami, absurdalnymi zbliżeniami na gałki oczne, ekstremalnie udziwnionymi kątami ustawienia kamery i feerią jaskrawych barw. Tutaj to, co w klasycznym giallo urozmaicało spektakl i pozwalało dać upust "artystycznym" zapędom reżyserów, stanowi podstawę całego filmu. Przez 1.5h jesteśmy więc zmuszeni przeżywać istną orgię zmysłów. Początkowo trudno opanować podziw, później jednak (jak dla mnie mniej więcej wtedy, gdy kończy się dość długi prolog czy też pierwsza z trzech części, na jakie podzielony jest film) widowisko staje się nieco nużące, a formalne rozwiązania coraz bardziej wtórne. Mimo to bawiłem się doskonale i doceniam eksperyment. 
The Strange Color of Your Body's Tears (tytuł może dumnie prezentować się w szeregu innych szalonych nazw dzieł klasyków gatunku) nie zbacza ze ścieżki utartej przez poprzednika, ale wprowadza kilka zmian. Po pierwsze i najważniejsze nieco wzrasta znaczenie samej intrygi. Pada tu znacznie więcej słów, a bohaterowie, jeśli coś robią to raczej po to, aby rozwiązać zagadkę, kiedy w Amer odnosiło się wrażenie, że protagonistka łazi z miejsca na miejsce, żeby ładnie falowała jej sukienka (oczywiście nieco przesadzam). Akcja filmu rozgrywa się w secesyjnej kamienicy, do której wraca główny bohater po podróży służbowej. W swoim mieszkaniu nie zastaje żony i zaczyna jej poszukiwania. Jak się okaże, podążając za tropami nie będzie musiał wychodzić poza obręb kryjącego tajemnice i zamieszkanego przez ekscentrycznych lokatorów budynku. Nie da się jednak powiedzieć, żeby stopniowe odkrywanie przez niego rozwiązania przypominało dochodzenie po nitce do kłębka. Historia opowiadana jest bowiem w sposób skrajnie chaotyczny, główny wątek miesza się z anegdotami i retrospekcjami przytaczanymi przez postaci drugoplanowe, nie jesteśmy w stanie ocenić na pewno co jest jawą, a co snem albo gdzie kończą się alkoholowe/narkotykowe zwidy, a gdzie zaczyna rzeczywistość. The Strange Color of Your Body's Tears to surrealistyczno-psychodeliczna jazda bez trzymanki, która wymusza na widzu absolutne skupienie uwagi, jeśli ten chce utrzymać chociażby minimalne panowanie nad serwowanym materiałem. Nie ma co się przy tym doszukiwać w nim jakiejś większej głębi albo ukrytych sensów. Są one godnie zastąpione przez masę wgniatających w fotel audiowizualnych rozwiązań, klimat i wylewającą się z ekranu twórczą energię pary reżyserów - tym razem ukierunkowaną nawet lepiej niż poprzednio.
Must see dla fanów giallo i pokręconego kina, którzy nie boją się zmęczyć oczu i lekko unurzać w kiczu.

1 komentarz: